6.00 -7.00
To czas na powolne zwlekanie się z łóżka. Pierwsza rzecz, którą robię jest malowanie paznokci, prawie każdego dnia. Nie maluję tylko wtedy, kiedy lakier wyjątkowo dobrze trzyma, albo kiedy jakieś ewentualne mikro odpryski są niewidoczne ze względu na kolor lakieru. Nie potrafiłabym pokazać się publicznie z odpryskami, to jest strasznie niechlujne. A na jakiś bardziej trwały manicure się nie zdecyduję, bo lubię mieć codziennie inny kolor. O, na przykład taki :)
Po pomalowaniu paznokci, czekam aż wyschną. W tym czasie przeważnie czytam książkę. Lub dosypiam :) (to przeważnie w zimie). Potem wstaję i ścielę łóżko. Nigdy nie zostawiam niezaścielonego łóżka, bo nie lubię wracać wieczorem do rozkopanego :) Muszę się naprawdę strasznie śpieszyć, żeby tego nie zrobić. Ale przeważnie śpieszyć się nie muszę.
7.00-7.45.
To czas na poranną toaletę, makijaż i te sprawy. Przygotowuję coś do jedzenia, przeważnie zabieram to, co mi zostało z poprzedniego dnia. I banany :) Wychodzę z domu, wsiadam do auta i w piętnaście minut jestem pod biurem. Od 1.10 to się zmieni, bo zaczynam pracę jakieś 30 km od domu i będę musiała przejeżdżać przez diabelski odcinek z największymi korkami. Coś za coś :) Kto wie, może zdecyduję się jednak na pociąg i będę mogła znowu czytać książki w drodze.
8.00-12.00
Od około 8 zaczynam pracę. U nas w firmie można właściwie zacząć od 7.30 do 9.30. Ale wcześniej niż o ósmej nikt nie przychodzi. Ja bym właściwie chętnie przychodziła, jestem zdecydowanie rannym ptaszkiem. Jem śniadanie już podczas pracy, podczas czytania i odpowiadania na mejle. Pracuję pilnie do około 12.00/13.00.
12.00/13.00
To czas na przerwę. Przeważnie trwa około godziny. Nasza firma znajduje się praktycznie w lesie (tak, wiem, bardzo dziwna lokalizacja, każdy klient się dziwi), więc często chodzimy na spacery. Kiedy nie mam przy sobie nic do jedzenia, wyskakuję z kolegami z pracy do restauracji, która znajduje się w tym samym budynku. Można tam zjeść albo po indyjsku, albo po włosku :) Kiedy mam przy sobie obiad, odgrzewam go w mikrofalówce i jem przy biurku, dalej pracując :)
13.00-17.00
Po południu przeważnie rozdzwania się telefon. I dzwoni aż do wieczora. Im później, tym dzwoni częściej :) Już takiego mam pecha, że wszystkie telefony są przekierowywane do mnie, kiedy nie ma kolegów włosko i hiszpańskojęzycznych, lub kiedy ich telefon jest zajęty. To zmora osób, które znają więcej języków: musisz robić za wszystkich :)
Popołudnia są bardziej męczące, bo widzisz, jak szybko leci czas, a przed tobą jeszcze masa rzeczy do zrobienia. Przy czym maile i telefony dopełniają dzieła :)
17.00-21.00
O 17 wychodzę z pracy, zdarza mi się zostać dłużej, ale raczej nieczęsto. Po drodze do domu wstępuję do sklepu Alnatura i robię drobne zakupy. Około 18 jestem w domu, przygotowuję sobie coś do jedzenia. Jem sama, ponieważ mój mąż pracuje 500 km od domu i w ciągu tygodnia go nie ma. Już podczas jedzenia kolacji zajmuję się blogiem albo uczę się jakiegoś języka. Obecnie koreańskiego. Trwa to do około 20. Potem jest czas na sport, idę biegać, albo ćwiczę w domu. Uwielbiam niektóre kanały sportowe na Youtube, ale o tym napiszę Wam osobno innym razem.
21.00-23.00
Powoli zbliża się pora, kiedy pracujący ludzie idą spać :) Biorę prysznic i wskakuję do łóżka, gdzie jeszcze przeważnie uda mi się trochę poczytać. Staram się poczytać minimum przez 15 minut, ale przeważnie wychodzi mi więcej. Na szczęście. Niestety w moim obecnym życiu zdecydowanie brakuje czasu na czytanie. Mam go trochę więcej w weekendy. Ale od kiedy przesiadłam się z autobusu do samochodu, bardzo na tym moje czytelnictwo ucierpiało :(
Jak widzicie, dzień mam zapełniony po brzegi. Chyba bym tam już nic więcej nie wcisnęła. Oczywiście nie każdy dzień wygląda tak samo. Czasami na noc wpada przyjaciółka, która pracuje w tej samej firmie. Czasami ja gdzieś wyskoczę. Czasami trzeba coś w mieszkaniu ogarnąć :) Ale przeważnie lubię się po pracy wyciszyć i pobyć sama, jak typowy introwertyk :)
A jak wyglądają Wasze busy days? :)
Ja bym robił mniej paznokci a więcej ćwiczen jezykowych als kim ja tam jestem
Fajny post, pozwala Cię poznać od innej strony. Rozumiem, że nie macie dzieci?Ja mam dziecko 3-miesięczne, a dziecko jak to dziecko wymaga całkowitej uwagi, chyba, że śpi, jednak wtedy zajmuję się wszystkimi zaległymi obowiązkami typu pranie, prasowanie, sprzątanie, itd. TRUDNO jest mi znaleźć dziennie choćby 15 minut na naukę każdego języka, którego chcę się nauczyć (fr,ang, hiszp, wł, portug), ale ZNAJDUJĘ!!!Od 3 m-cy chodzę na kurs włoskiego 2 x tydzien, w tym czasie synkiem opiekuje się Babcia. Przyznaję, że moj dom nie lśni od kiedy uczę się języków, ale grunt to uświadomic sobie, co jest dla nas wazne i co sie moze w zyciu przydac. Znajomosc 5 jezykow jest dla mnie bardziej uzyteczna niz umiejetnosc sprzatania (sprzatam, gdy juz nalezy). Przed ciążą myslałam, że bez problemu po urodzeniu będę się uczyć jezykow-przeciez karmiać piersią mogę właczyc YT i ogladac serial lub kreskówkę, dopoki nie dowiedzialam się, ze uzywanie sprzetow emitujacych fale mangnetyczne moze wywolac chloniaka mozgu u niemowląt. Nie ryzykuje zdrowiem mojego dziecka. Dopoki nie urodzilam dziecka nie wiedzialam, co to znaczy. M.in. to, że zniknie coś takiego jak czas wolny. Ale pod jednym z komentarzy napisalas mi, ze w zyciu zawsze znajda sie jakies wazniejsze rzeczy, ktorymi bedziemy musieli sie zajac i wtedy zrozumialam, ze dopoki mam dzieci (jedno, ale planujemy jeszcze) zawsze bede miec cos wazniejszego do zrobienia wiec TERAZ musze znalezc chocby te minimum 5 minut jesli wiecej nie moge, na cwiczenie kazdego z tych jezykow, inaczej moge zapomniec o spelnieniu swojego marzenia, aby mowic plynnie i znać na wysokim poziomie te jezyki.
Wow, gratuluję. I bobasa, i organizacji czasu, i samozaparcia.
Ale radziłabym Ci skoncentrować się na jednym języku na razie, dopóki nie będziesz się w nim czuła tak pewnie, że na pewno nie będziesz go mylić z jakimś innym. Chyba że uczysz się dwóch języków skrajnie różnych, wtedy ok. Ale widzę, że celujesz w romańskie :)
Podziwiam! Ja po urodzeniu synka odlozylam sama siebie na bok. :) Dziecko ma 7 lat i dopiero teraz wracam do siebie – z dosc duzym poczuciem winy …Wytrwalosci zycze… :)
Jak się chce, to wszystko można. Z własnego doswiadczenia mogę tylko stwierdzić, że kiedy miałam naprawdę niewiele czasu na naukę, to jakos lepiej go wykorzystywałam. Potrafiłam się swietnie zorganizować, wyznaczać sobie kolejne cele i je osiagać. Z kolei, kiedy miałam mnóstwo wolnego czasu na naukę – trudno było mi się w sobie zebrać i w gruncie rzeczy przyswajałam o wiele mniej wiedzy. Kiedy mamy dzieci – no cóż, to prawda, że obowiazków nam wówczas przybywa – ale naprawdę nie uważam, by była to jakakolwiek przeszkoda, jesli chcemy robić w życiu cos więcej. Internet choćby roi się od przykładów mam (w tym także tych swieżo upieczonych), które doskonale radza sobie z wychowaniem dzieci, jednoczesnie pracuja (w domu lub poza domem) i zajmuja się mnóstwem innych rzeczy (sztuka, nauka języków, czy cokolwiek innego).
Myslę, że wszystko to kwestia zorganizowania się i dobrych chęci (i oczywiscie systematycznosci).
Co do autorki posta, to zazdroszczę (w dobrym tego słowa znaczeniu:) talentu do nauki. Tzn. mam wrażenie, że przyswajanie języków przychodzi Ci dosyć łatwo – ja potrzebuję znacznie więcej czasu każdego dnia, żeby moja nauka jakos postępowała… Albo muszę po prostu opracować jakas bardziej efektywna metodę nauki.:)
Musisz opracować bardziej efektywną metodę nauki. Serio! :)
Wiem, że post był dawno, ale dopiero go przeczytałem :D Ogólnie chyba większość ludzi ogląda Twój kanał yt niż czyta tą stronę, ludzie są leniwi i lepiej oglądać niż czytać :D mi też się zdarza :DD a dlaczego teraz uczysz się akurat koreańskiego? potrzebne będzie Ci to w pracy/ ułatwi podjęcie nowej? ja w przyszłości chciałbym się nauczyć japońskiego. Na kursie językowym niemieckiego w Niemczech, jedna japonka mówiła ciągle l zamiast r, śmiałem się z tego ale przeczytałem niedawno, że japończycy tak mają z wymawianiem r. pzdr
Ponieważ pracuję w koreańskiej firmie, więc mam okazję.
W wielu językach azjatyckich nie ma osobnych głosek na „l” i „r”, jest tylko jedna, taka mniej więcej pośrodku, w uproszczeniu.
Cervus rozumiem, że na miejscu właścicielki bloga bo sam chyba paznokci nie malujesz :)
Ja rowniez mieszkam poza Polska i jezyka nauczylam sie od podstaw w Polsce, pozniej ma kursach uniwersyteckich w Mediolanie i wloski znam na poziomie C2.Tak mi sie ulozylo, ze nie mam kontaktu z rodakami, a jestem tutaj juz 14 lat. Z Polski wyjechalam z dobra znajomoscia angielskiego i rosyjskiego (posiadam certyfikat z rosyjskiego ma poziomie B2).Dodatkowo, od 2 lat, ucze sie intensywnie francuskiego, co znajac wloski, nie sprawia mi trudnosci☺Pozdrawiam poliglotow?