Zapominanie języka i przeklinanie, czyli jak wygląda język polski u młodej emigracji.
Czy można zapomnieć jak mówić po polsku? Można i to bardzo szybko. U mnie również to postępowało, ale prawie od razu zaczęłam przeciwdziałać :) Nie znoszę przeklinania na ulicy i uczenia obcokrajowców polskich przekleństw. Na szczęście nie każdy Polak tak robi, ale niestety wielu. Poznałam również wielu Polaków, którzy przyjechali do Niemiec mając około 10 lat. Dziś nie mówią po polsku. W ogóle. Albo mówią troszkę. Dużo gorzej niż dorośli Niemcy, którzy języka polskiego nauczyli się na kursach.
Czy sądzicie, że warto zachować polski język na emigracji? Czy warto uczyć go dzieci? I czy sądzicie, że może się przydać?
Zgadzam się z tobą w kwestii problemów z płynnością języka ojczystego. Obecnie mieszkam w Czechach i zaczynam odczuwać ten problem. Co do kwestii zaniedbywania języka polskiego na obczyźnie, muszę powiedzieć, że chyba wynika to z naszych polskich kompleksów, poczucia niższości i niedowartościowania. Wydaje mi się, że dla nas kultura francuska, niemiecka czy angielska jest na wyższym poziomie od naszej polskiej, biednej i zaściankowej kultury.
Przypomniała mi Pani wyjątek z Dziennika Witolda Gobrowicza. Może nie do końca w związku z tematem, ale jakby… jednak w związku z tematem :). https://www.facebook.com/SztuczneFiolki/photos/a.483789074973669.115138.483774998308410/507754442577132/?type=3&theater
Przeklinanie to jest obecnie plaga wśród Polaków. Istnieje po prostu przyzwolenie społeczne na tę dewastację języka. Nie ma żadnych kampanii promujących kulturę języka. Media w ogóle nie są zaniepokojone tym zjawiskiem. Może dlatego, że wielu dziennikarzy, polityków i osób publicznych również często przeklina. Myślę, że to wynika ze swoistej „mody” na arogancję i chamstwo. Ale też z tendencji do upraszczania przekazu i malejącego zasobu słownictwa. Ludzie używają wulgaryzmów w niewłaściwych kontekstach. Trzema słowami na k, p i ch – wyrażają najróżniejsze myśli, emocje, uczucia. Nie tylko te negatywne, związane z silnym stresem (wówczas przeklinanie da się usprawiedliwić), lecz także szereg innych, nie mających nic wspólnego z ekstremalnymi przeżyciami. Jeśli tak dalej pójdzie, to nasz język zacznie się kurczyć, wiele słów będzie stopniowo zanikać. A język, jak słusznie powiedziałaś, jest nośnikiem kultury, w tym: kultury osobistej, z którą niestety coraz rzadziej można się spotkać.
Kiedy wyemigrowałam do Niemiec także dotknął mnie ten problem ale na szczęście nie dałam się :) Jeśli chodzi o Polaków w Niemczech to powiedziałabym że tak około 70% po prostu zamyka się na inne kultury i przebywa tylko z Polakami co oczywiście patrząc z boku nie wygląda za dobrze, mam na myśli teksty typu ,,je**** hitlerowcy, szwaby itp. W momencie gdy się w tym kraju pracuje,żyje płaci podatki oraz pobiera zasiłki i inne przywileje z tym związane, jest takie zachowanie po prostu nie na miejscu! Co więcej zawsze denerwowało mnie to, iż inni którzy starają się jakoś żyć w tym kraju tzn. studiować, starać się o lepszą pracę, mieć niemieckich znajomych – są przez innych Polaków po prostu szykanowani! – nie, nie przesadzam.
Wszechobecne przekleństwa są niestety na porządku dziennym i mnie również zawsze to denerwowało, sama przeklinam rzadko a takie krzyki w markecie ,, patrz ku*** masło na przecenie” – sami robią sobie tym reklamę.. Smutne ale prawdziwe.